Opowieści z morałem już od dzieciństwa są z nami i w pewnym stopniu pomagają w kształtowaniu młodego człowieka, jego właściwych postaw czy zachowań wobec różnych sytuacji.
Czy wobec współczesnego świata , postępu ludzkości, cywilizacji i informatyzacji mogą mieć jeszcze znaczenie ?

Rozgwiazdy
Straszliwa burza rozszalała się na morzu. Ostre podmuchy
lodowatego wiatru przeszywały wodę i unosiły w olbrzymich falach, które spadały na plażę, niczym uderzenia młota
mechanicznego. Jak stalowe lemiesze orały dno morskie, wyrzucając z niego na dziesiątki metrów od brzegu małe zwierzątka, skorupiaki, małe mięczaki.
Gdy burza minęła, tak
gwałtownie jak przyszła, woda uspokoiła się i cofnęła.
Teraz plaża była
pokryta błotem, w którym zwijały się w agonii tysiące, tysiące rozgwiazd. Było ich tyle, że plaża wydawała się być zabarwiona na różowo.
Zjawisko to przyciągnęło wielu ludzi ze wszystkich stron wybrzeża. Przyjechały nawet ekipy
telewizyjne, aby sfilmować to dziwne zjawisko. Rozgwiazdy były prawie
nieruchome. Umierały.
Wśród tłumu stało również dziecko, trzymane za rękę przez ojca. Oczyma zasmuconymi wpatrywało się w małe rozgwiazdy. Wszyscy na
nie patrzyli, ale nic nie robili. Nagle dziecko puściło rękę ojca, zdjęło
buciki i skarpetki, i pobiegło na plażę. Pochyliło się i
małymi rączkami
wzięło trzy
rozgwiazdy, i biegnąc szybko
zaniosło je do wody, potem wróciło i zaczęło robić to samo. Zza cementowej balustrady jakiś mężczyzna zawołał:
- Co robisz chłopczyku?
- Wrzucam do morza rozgwiazdy. W przeciwnym razie
wszystkie zginą na plaży - odpowiedziało dziecko.
- Tu znajdują się tysiące rozgwiazd, nie możesz uratować ich wszystkich.
Jest ich zbyt wiele! - zawołał mężczyzna. - Tak dzieje się na tysiącach
innych plaży wzdłuż brzegu! Nie możesz zmienić tego faktu!
Dziecko pochyliło się, by wziąć do ręki inną rozgwiazdę i rzucając ją do wody, powiedziało:
- A jednak zmieniłem ten fakt dla tej oto rozgwiazdy.
Mężczyzna przez chwilę milczał, potem pochylił się, zdjął buty i skarpety, i zszedł na
plażę. Zaczął zbierać rozgwiazdy i wrzucać
je do morza. Po chwili zrobiły to samo dwie dziewczyny. Było ich czworo,
wrzucających
rozgwiazdy do wody. Po paru minutach było ich 50, potem 100, 200, tysiące osób, które wrzucały
rozgwiazdy do morza. W ten sposób uratowano je wszystkie.
Wystarczyłoby, aby dla przemiany świata ktoś, nawet mały, miał odwagę rozpocząć.
"Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem,
możemy latać wtedy, gdy obejmujemy drugiego człowieka".

Cztery świece
Cztery świece spokojnie płonęły. Było tak cicho, że słychać było jak
ze sobą rozmawiały. Pierwsza powiedziała:
- Ja jestem POKÓJ. Niestety, ludzie nie potrafią mnie chronić. Myślę, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko zgasnąć. I płomień tej świecy zgasł.
Druga:
- Ja jestem WIARA. Niestety nie jestem nikomu
potrzebna. Ludzie nie chcą o mnie wiedzieć, nie ma sensu, żebym dalej płonęła. Ledwie to powiedziała, lekki powiew wiatru
zgasił ją.
Trzecia:
- Ja jestem MIŁOŚĆ. Nie mam już siły płonąć. Ludziom nie zależy na mnie i nie chcą mnie rozumieć.
Nienawidzą najbardziej tych, których kochają - swoich bliskich. I nie
czekając długo i ta świeca zgasła.
Nagle do pokoju weszło dziecko i zobaczyło trzy
zgasłe świece. Przestraszone zawołało:
- Co robicie? Musicie płonąć! Boję się ciemności! I zapłakało.
Wzruszona czwarta świeca powiedziała:
- Nie bój się! Dopóki ja płonę zawsze możemy zapalić tamte świece. Ja jestem NADZIEJA.
Z błyszczącymi i pełnymi łez oczyma,
dziecko wzięło NADZIEJĘ i zapaliło zgasłe świece.
Niech nigdy w naszych sercach nie gaśnie Nadzieja i każdy z nas jak to dziecko, niech będzie narzędziem, gotowym swoją Nadzieją zawsze rozpalić Wiarę, Pokój i Miłość.